Artykuł 20 Konstytucji RP mówi: „Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej”. Czy rzeczywiście?
Obecnie na rynku, obok klasycznego biznesu, funkcjonują przedsiębiorstwa społeczne w formie spółdzielni socjalnych, organizacji pozarządowych i spółek z o.o. non profit. Klasyczny przedsiębiorca traktuje zysk, jako narzędzie inwestycji, rozwoju czy powiększenie stanu własnego konta. Społeczny, przede wszystkim przeznacza go na realizację tzw. ważnych społecznie celów. Są to działania określone w odpowiednich aktach prawnych i statutach poszczególnych firm społecznych, jak np. reintegracja zawodowa osób marginalizowanych. Biznes społeczny, jako „młodszy brat” komercyjnego często jest traktowany z pewną nieufnością. „Kość niezgody” stanowi wsparcie dotacyjne dla firm społecznych, którego pozbawiony jest klasyczny biznes i uznaje takie działania, jako nierówne traktowanie podmiotów na rynku. Stąd wynika przekonanie, że biznes społeczny ma łatwiej już na starcie. Nie do końca jest to prawdą. Wsparcie dotacyjne przeznaczone na utworzenie miejsc pracy to jedno, natomiast drugie to praca nad przyuczeniem pracownika, który rekrutuje się z osób długotrwale marginalizowanych. Biznes społeczny – w skali makro – nie stanie się konkurencją dla klasycznego ze względu na skalę działań, możliwości inwestycyjne czy niekomercyjne cele działalności. Stąd przestrzeń do współpracy z biznesem komercyjnym. Dzisiaj podstawą współpracy jest podwykonawstwo podmiotów społecznych na rzecz firm komercyjnych. Nierzadko zdarza się, że przedsiębiorcy tworzą firmę społeczną, jako podwykonawczą przybudówkę tej macierzystej, widząc możliwość pośredniego dofinansowania własnej działalności. Taka sytuacja budzi często kontrowersje związane bardziej z moralnym aspektem pozyskania środków niż działalnością stricte biznesową. Jeżeli jednak to przedsiębiorstwo działa, zatrudnia osoby potocznie nazywane „wykluczonymi”, realizując tym samym cele społeczne, natomiast przedsiębiorca ma zapewniony i kontrolowany łańcuch dostaw produktów lub usług to jest to działanie, jak najbardziej uzasadnione. Wciąż jednak zlecenia od biznesu komercyjnego stanowią nikły procent zleceń przedsiębiorstw społecznych. Tu właśnie pojawia się przestrzeń do współpracy. Nie oczekujmy, że przedstawiciele klasycznego biznesu zdradzą na szkoleniach tajniki sukcesu. „Know how” często jest więcej warte niż sama firma. Żadne szkolenia nie nauczą tyle, ile „wykucie współdziałania w boju”. Obie odnogi biznesu podchodzą do siebie trochę, jak „przyczajony tygrys i ukryty smok”. Jedni nieśmiało wysuwają łapę z krzaków, drudzy nie zioną ogniem, jednak kontrolnie wypuszczają z nosa dym pozwalający na utrzymanie bezpiecznego dystansu. Dopóki nie zaczną ze sobą rozmawiać, dopóty pozostaną w „blokach startowych”. Właściwie piłka jest po stronie przedsiębiorstw społecznych, które powinny dywersyfikować odbiorców produktów i usług, tak aby rozszerzać ich katalog w celu zachowania stabilności i perspektyw rozwoju. Również klasyczny biznes powinien być zainteresowany współpracą zwłaszcza w dobie deficytu pracownika. Zatem problem znikomej współpracy wynika raczej z braku sprecyzowania potrzeb obu stron skutkujący brakiem wymiernych korzyści oraz brakiem wzajemnej oferty handlowej. Jeżeli wspomniane parametry nie pojawią się we wzajemnych kontaktach, to rozmaite partnerstwa czy deklaracje współpracy pozostaną zbiorem pobożnych życzeń, a relacja na linii biznes społeczny – komercyjny nie będzie ani partnerstwem, ani mezaliansem tylko klasycznym małżeństwem papierowym.
Rafał Wesołowski – doradca biznesowy OWES – WUP w Zielonej Górze. Lustrator spółdzielczy.
absolwent: Master of Business Administration (MBA), „Zarządzanie w agrobiznesie”, „Zarządzanie gospodarką społeczną”.