Czy można utrzymać firmę, ba! kilka firm, których działalność objęta była obostrzeniami?
O epidemii, restrykcjach, tendencjach i budowaniu relacji rozmawiamy z Marcinem Polakiewiczem, przedsiębiorcą zarządzającym kilkoma markami w województwie lubuskim.
Można powiedzieć o Panu Człowiek Orkiestra. Prowadzi Pan firmy z branży eventowej, turystycznej, gastronomicznej i samochodowej. Jeszcze przed pandemią Pana głównym źródłem dochodu były wesela na Zamku Joannitów. Planował Pan Galę Boksu w Łagowie, która nie mogła się odbyć z powodu obostrzeń. Straciliście praktycznie cały rok, podczas które-go musieliście ograniczyć swoją działalność z powodu pandemii. Co Pana trzymało tak mentalnie w tym trudnym czasie? Co Pan sobie wtedy mówił, szczególnie w tych najtrudniejszym momentach?
Patrząc na moje przedsięwzięcia z zewnątrz, można wyobrażać sobie korporację z rozbudowaną administracją czy zarządem. Faktycznie jesteśmy niewielką firmą z zasięgiem wojewódzkim, przynajmniej, jeśli chodzi o lokalizację. Lokalna firma w oparciu o kilka pereł województwa lubuskiego prowadzi działalność znaną i rozpoznawalną poza granicami województwa jak i kraju.
Myślę tu przede wszystkim o Zamku Joannitów w Łagowie, ale również o naszych ośrodkach wypoczynkowych nad Jeziorem Sławskim. Nie możemy jednak zapomnieć o rozpoznawalnym od końca lat sześćdziesiątych Bachusie, jak i o jednej z pierwszych zielonogórskich restauracji w stylu włoskim Casa Mia, która jest już na rynku jedenaście lat. Działania, jakie podejmowaliśmy w kwestii promocji miejsc i świadczonych usług, były bardzo szeroko zakrawane. Faktycznie – event, jakim miała być Gala MFC Castle Exclusive Edition niósł za sobą element reklamy, dotarcia do szerszego grona odbiorców, kierowany do grupy odbiorców premium, pokazanie naszej uniwersalności. Pokazanie, iż nie ograniczamy się tylko do organizacji wesel, konferencji, koncertów czy szkoleń bądź klimatycznego wypoczynku w średniowiecznym zamku.
Promocja to nieodzowny element naszych przedsięwzięć. Nakręciliśmy jedno z naszych wesel jako odcinek programu Polsat Cafe, wzięliśmy udział w targach turystycznych w Cottbus, a targi berlińskie z powodu pandemii niestety nie odbyły się.
Pojawienie się epidemii, ogłoszone restrykcje w marcu 2020 roku spowodowały oczywiście wielkie obawy, ale niosły za sobą jedno pod-stawowe założenie – przetrwać. Przetrwać nie jako budynki czy firma. Przetrwać jako zespół, bo to właśnie zespół jest najważniejszy. On buduje te wszystkie przedsięwzięcia, zespala i jest autorem sukcesu.
Najtrudniejsze były pogrzeby. Pożegnaliśmy kilka bliskich firmie osób, nie możemy pogodzić się z odejściem dwóch Piotrów…
Obecnie luzowane są obostrzenia. Społeczeństwo jest już głodne wyjścia do restauracji, zabawy, odpoczynku. W samej Zielonej Górze widać już, jak zielonogórski deptak tętni życiem. Z pewnością jest Pan dobrym obserwatorem chociażby branży gastronomicznej. Mówi się, że w każdej trudnej sytuacji należy zobaczyć jakieś dobro, które w niej jest. Czy da się zobaczyć coś dobrego, co mogło wynik-nąć z czasu obostrzeń pandemicznych w Pana branżach?
Oczywiście obserwujemy zmieniające się tendencje jak i trendy, zarówno na wspomnianym zielonogórskim Rynku, Łagowie czy Sławie. Tendencje te w krótkookresowym spojrzeniu napawają optymizmem, jednak by trend utrzymać, musimy zaoferować rozwiązania będące magnesem w dłuższej perspektywie. Fakt głodu restauracyjnego bądź gwaru kawiarnianego szybko zostanie zaspokojony.
Stoimy dziś przed budowaniem czegoś, co niemal umarło. Budowaniem relacji, bo na nich przede wszystkim opiera się branża gastronomiczna. Sytuacja inaczej wygląda w Sławie, gdzie w wyniku epidemii, jak i pogody sezon drastycznie się skrócił. Nie pomoże mu nawet piękny słoneczny wrzesień i październik. Miejscowości, kurorty czy – jak lubię mówić – obie perły ziemi lubuskiej – przeżywają oblężenie weekendowe. Ilości turystów zaskakują przedsiębiorców.
Trudno jest prowadzić biznes tylko weekendowo, jednak obecnie stoimy przed takim wy-zwaniem. Bardzo dużo rezerwacji odbywa się przy pomocy Bonu Turystycznego, tym samym obserwujemy, iż odwiedzają nas zupełnie nowi goście.
W Sławie to przede wszystkim mieszkańcy województwa dolnośląskiego. W Łagowie brakuje odwiedzających nas Niemców. Zamek w Łagowie to specyficzny obiekt, trudno jest go utrzymać z gości indywidualnych i to tylko weekendowych. Wraz z parami młodymi walczymy o frekwencję w przełożonych weselach. Wesela kalkulowane na sto osób tracą sens przy ilości gości połowie mniejszej w szczycie sezonu. Z organizacji wesela zrezygnowało wiele osób. Mimo umowy zapewniającej nam możliwość uchylenia się od zwrotu wpłaconego zadatku, wszystkim oddajemy pieniądze – to bolesne, bo faktem jest, że przejedliśmy je podczas ograniczonej działalności.
Optymizmem napawa trzydziestoosobowy stały zespół, z którym a może raczej, dzięki któremu przetrwaliśmy. Oczywiście były czarne owce, które przetrwały przy nas najtrudniejszy okres, a kiedy tylko pojawiły się lepsze oferty z rynku, skorzystały z nich i odeszły. Wskazując dobre strony, to właśnie to prze-czyszczenie szeregów. Zostaliśmy zespołem silniejszym, lepszym, cenniejszym i mądrzejszym.
Czy widzi Pan jakiś sposób, aby utrzymać dochody na porównywalnym poziomie sprzed pandemii, w branży gastronomicznej, w czasie, kiedy po raz kolejny będzie trzeba poddać się izolacji?
Utrzymanie dochodów na poziomie sprzed pandemii będzie osiągalne, jednak dziura, którą po sobie zostawiły ograniczenia działalności, jest nie do załatania. Oczywiście bez pomocy rządu nie przetrwalibyśmy tego roku, to nie byłoby możliwe. Rządzący wzięli odpowiedzialność za wprowadzone ograniczenia. Pomoc rządowa w postaci dwóch tarcz pozwoliła nam przetrwać i utrzymać pracowników.
Bez pomocy samorządów to także byłoby niemożliwe. Prezydent Zielonej Góry zwolnił nas z czynszu za lokal, zwolnił z opłat za koncesję dotyczącą alkoholu, jak i z opłat za ogródki gastronomiczne. Wójt Łagowa znacznie zniwelował opłatę za dzierżawę Zamku oraz liberalnie podchodzi do terminów rat za podatek od nieruchomości. Tym włodarzom personalnie bardzo dziękuję, jak również ich radnym, bez których nie zostałyby podjęte korzystne uchwały. Niestety niektóre gminy wydają się być głuche na nasze wnioski, prośby czy na-wet już krzyk.
Będzie ciężko, ale damy radę – tak w skrócie można odpowiedzieć. Boimy się wszechobecnej drożyzny, która będzie mieć wpływ na ceny naszych usług. Absolutnie nie zamierza-my „nadrobić” strat podnosząc ceny. Jednak do podnoszenia cen zmuszają nas rosnące ceny u dostawców. Począwszy od warzyw, mięsa, owoców morza czy energii, nie możemy pominąć kwestii kosztów pracy, kończąc na wzrastającym koszcie wywozu odpadów i związanej z tym gospodarki.
Wcześniej wspomniałam o branży samo-chodowej. Prowadzi Pan również stację diagnostyczną. Co jest kluczem do dobre-go zarządzania w takiej różnorodności branż?
Swoje pierwsze kroki w biznesie stawiałem w branży transportu osób, posiadam certyfikaty kompetencji zawodowej w transporcie osób jak i rzeczy. Przez niemal dekadę współtworzyłem regularną komunikację województwa lubuskiego. Porzuciłem ją dla turystyki i później gastronomii. Do pandemii uważałem, że mamy w firmie znaczną – wystarczającą dywersyfikację przychodów. Wybuch obostrzeń, zamknięcie naszych branż pokazało, iż byłem w błędzie – a z błędów trzeba wyciągać wnioski!
Stacja diagnostyczna to dziecko pandemii. To branża covidoodporna. Badanie techniczne pojazdu posiadać musimy bez względu na pandemię. To był impuls, który pozwolił w pół roku zbudować i uruchomić naszą stację.
W pocie czoła, własnymi rękami, uciekając z domu przed izolacją, myśleniem, strachem, uciekałem w pracę fizyczną. Im większa satysfakcja, tym większa radość. Ta budowa pomogła mi przetrwać najtrudniejszy czas. Ten czas pomogła mi przetrwać także wyrozumiałość i wsparcie partnerki oraz cel, który był przede mną – przetrwać! Dzięki działaniom, rozwojowi, nie tylko dzięki subwencjom.
Branże turystyczna jak i gastronomiczna przenikają się. Sztuką było wplecenie w nie stacji kontroli pojazdów, lecz tu postawiliśmy na doświadczenie. Zatrudniając najlepszych, doświadczonych diagnostów od początku działalności budowaliśmy markę poprzez zaufanie.
Zarządzanie tymi obiektami daje satysfakcję – to wyzwanie, które ja realizuję z przyjemnością. Relacje ze współpracownikami dają energię, często kosztem życia prywatnego, kosztem doby, która niestety trwa tylko 24 godziny. Jako racjonalista, dostrzegam mijający bezpowrotnie czas, widzę w pracy sens, cel i kierunek rozwoju.
Zaczyna się czas odmrażania gospodarki. Zapowiedziano Nowy Ład. Jakie widzi Pan w tym korzyści do funkcjonowania biznesu?
Oczywiście odmrażanie gospodarki jest przez nas zauważalne i mocno oczekiwane. Jak większość, mamy obawy o kolejne jesienne fale epidemii. Napawa optymizmem do tej pory na świecie niespotkany poziom szczepień, chce-my, by to było „lekarstwem na całe zło”. Naszą prywatną odpowiedzią na pandemię był remont, jak i powiększenie restauracji Casa Mia o 120%.
Nie pokładamy nadziei, jak i nie potrafimy dziś krytykować Nowego Ładu. Jednak ja osobiście preferowałbym więcej swobody gospodarczej niż pomocy. Rynek nie znosi próżni, odradza się samoistnie, rzadko trzeba go stymulować, czasem można regulować. Dajmy gospodarce chwilę oddechu, nie przeszkadzajmy, nie utrudniajmy. Parę dziwnych pomysłów nawet podczas pandemii zmuszeni byliśmy zrealizować. Jak choćby, obowiązkowa dla naszej branży, wymiana kas fiskalnych na kasy online. Z dnia na dzień zmieniliśmy chyba 10 ta-kich urządzeń. Każde kosztowało około 3 tys. złotych. W pandemii każda wydawana złotówka miała wagę kilkunastu. To bolesny i nieuzasadniony dla mnie wydatek. Zatem może za-miast piętrzyć przepisy, w których gubią się już nasi księgowi i radcy prawni warto zastosować pomoc na zasadzie ustawy Mieczysława Wilczka z grudnia 1998 r. Najkrócej mówiąc – co nie jest zakazane jest dozwolone – pozwólcie działać, dajcie odbudować tą poturbowaną branżę – gospodarkę.
Często w naszej rozmowie mówił Pan w liczbie mnogiej, dlaczego?
Nie uciekamy z branży, nie poddamy się. Tak, jak wygrywamy wojnę z pandemią, tak wy-gramy i my, przetrwamy. Nikogo podczas pandemii nie zwolniliśmy, bo to nasz kapitał. Odpowiedzi udzielałem celowo w liczbie mnogiej reprezentując moich najbliższych, jak i współpracowników, oddając im należne po-dziękowanie jak i szacunek. Szczególne po-dziękowania dla mojej partnerki, rodziny, jak i dla managerów poszczególnych obiektów. To z nich płynęła siła, a w nich leżał potencjał na ciąg dalszy. Ich relacje z pracownikami pozwoliły przetrwać w takim zacnym składzie. Oczy-wiście w głowie rodzi się kilka pomysłów a raczej już przedsięwzięć, które pomału staną się faktem.
Marcin Polakiewicz, zielonogórzanin, po-chodzący z Kożuchowa, lokalny przedsiębiorca zarządzający markami: Zamek Joannitów w Łagowie, Restauracja Casa Mia w Zielonej Górze, Restauracja Winiarnia Bachus, dwoma ośrodkami wypoczynkowymi w Sławie oraz Stacją Kontroli Pojazdów Polcontrol w Zielonej Górze. Mgr ekonomii, który swój dyplom ode-brał po pięciu latach, kiedy miano go wysłać do archiwum, członek Stowarzyszenia Bratniej Pomocy ODD Fellows, członek zielonogórskiego Clubu Rotary, prezes fundacji Perły Ziemi Lubuskiej, przygotowujący kolejne, nowe projekty, którymi ma zamiar zaskoczyć lubuszan… i nie tylko.
Bernardetta Holak